Brytyjczycy bliżej interwencji przeciwko Syrii?!
Brytyjska Rada Bezpieczeństwa Narodowego (NSC) poparła ewentualne działania przeciwko Syrii w odpowiedzi na domniemane użycie przez reżim w Damaszku broni chemicznej - poinformował po posiedzeniu rady premier Wielkiej Brytanii David Cameron.
"NSC jednomyślnie zgodziła się, że użycie broni chemicznej przez (reżim prezydenta Syrii Baszara) el-Asada jest nie do zaakceptowania i że świat nie powinien pozostać bezczynny" - napisał Cameron na Twitterze.
Mimo, że jednak USA, Wielka Brytania i Francja są za działaniami odwetowymi na reżimie Asada, to jednak trudno będzie uzasadnić taką interwencję bez mandatu Rady Bezpieczeństwa ONZ. Jak na razie jednak nic wie wskazuje aby stali członkowie tego gremium zgodzili się na podjęcie działań zbrojnych przeciwko Syrii.
W bardzo trudnej sytuacji znalazł się prezydent Barack Obama, który już wiele miesięcy temu zapowiedział, że czerwoną linią dla niego będzie użycie przez reżim Asada broni chemicznej. Jak się jednak wydaje, na kolejną wojnę USA i ich sojuszników nie ma co liczyć. Brak pieniędzy i konieczność uzyskania zgody Kongresu sprawiają, że długoterminowa wojna jest raczej wątpliwa. Podobna sytuacja ma miejsce w Wielkiej Brytanii, gdzie do podjęcia interwencji zbrojnej jest potrzebna także zgoda Parlamentu. Co prawda Rada Bezpieczeństwa Narodowego poparła interwencję ale jak się wydaje to jednak za mało aby przekonać parlamentarzystów.
Sprawę jeszcze bardziej komplikuje fakt, że do tej pory nie przedstawiono wystarczających dowodów na to, że to reżim Asada stoi za chemicznymi atakami. Moskwa poinformowała na przykład, że ostrzał jaki spowodował śmierć 1300 osób został dokonany z pozycji rebeliantów.
Ponieważ rebelianci walczą nie tylko z reżimem Asada ale także między sobą powstaje więc pytanie kogo poprzeć ma Zachód i komu powierzyć ma zarządzanie Syrią w razie rozpoczecia wojny.
