Raport Millera – nie ma winnych katastrofy
Raport Jerzego Millera katastrofa nie pozostawia złudzeń. Do katastrofy doszło ponieważ przez wiele lat dochodziło do zaniedbań w zakresie szkolenia załóg i przygotowania instrukcji, z których część była niekompletna.
Profesor Marek Żylicz udzielając wywiadu Polskiemu Radiu powiedział, że raport Millera jest znacznie bardziej obciążający stronę polską niż rosyjski raport MAK.
34 osób pracowało w składzie komisji Millera. Końcowe wyniki dokumentu przedstawionego dzisiaj zostały zaakceptowane przez wszystkich biorących udział w pracach. Z raportem zapoznał się także premier Donald Tusk i zdecydował o jego publikacji. Jak powiedział Jerzy Miller zadaniem komisji nie było wskazanie winnych ale stwierdzenie w jakich obszarach doszło do zaniedbań i wskazanie jakie należy podjąć czynności aby w przyszłości nie dochodziło do takich tragedii.
Ważnym stwierdzeniem jakie padło podczas konferencji było to, że samolot był sprawny technicznie a na jego pokładzie nie było żadnych materiałów niebezpiecznych, które mogłyby doprowadzić do katastrofy.
Jedną z podstawowych tez raportu jest to, że załoga prezydenckiego samolotu nie chciała lądować tylko sprawdzić czy możliwe jest lądowanie. To właśnie podczas próbnego lądowania doszło między innymi do błędów, których konsekwencją była katastrofa. Czytając raport można odnieść ważenie, że mimo iż to piloci popełniali błędy, to jednak robili to ponieważ nie mieli odpowiedniego przeszkolenia. Kluczowym momentem, w którym zadecydowały się losy lotu był ten w którym polscy piloci nie rozpoczęli na czas zniżania, ponieważ statku zajmujący się w tym czasie pilotowaniem i wymianą zdań z załogą nie usłyszał komunikatu rosyjskiego kontrolera nakazującej obniżenie lotu. Kiedy Polacy podchodzili w dalszym ciągu pasa startowego rosyjski kontroler podawał im błędne komunikaty o ich położeniu co w konsekwencji doprowadziło do tego, że samolot znajdował się zbyt wysoko w stosunku do ścieżki podchodzenia.
Z danych komisji wynika, że w pułku lotniczym odpowiedzialnym za bezpieczeństwo dochodziło do bardzo wielu rażących zaniedbań w zakresie szkolenia, które doprowadziły do tego, że piloci nie znali instrukcji mówiącej o niemożliwości odejścia na drugie podejście w automacie. Z badań wynika także, że tylko jeden z członków załogi posiadał uprawnienia do pełnienia służby podczas lotu.
Z relacji Wiesława Jedynaka wynika, że praca załogi była nierównomierna. Kapitan statku powietrznego był zbyt obciążony zadaniami w stosunku do pozostałych członków załogi.
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.